No cóż. JESTEM PEWNA, co chcę robić w przyszłości.
Chcę, by całe społeczeństwo poznało prawdę. I wiem jak to zrobić. Naprawdę. DZIENNIKARSTWO. Taak. To jest to. Siła mediów jest tak wielka, że nawet takie dzieciaki jak ja znają jej potęgę. Gazety mogą pisać co chcą [no, prawie, co prawda dziennikarze są ciągani po sądach i tak dalej, ale nevermind]. TAK, już wiem co chcę robić. Ok, przez te parę lat mogę jeszcze 5 razy zmienić zdanie, fakt, ale na razie jestem pewna że chcę to robić. Kiedy chciałam zostać weterynarzem, nie byłam aż tak zdeterminowana. No dobra, byłam, ale tylko do czasu, kiedy się dowiedziałam, że na studiach weterynaryjnych kroi się szczury. Możecie sobie kroić co chcecie, i tak pójdę na dziennikarstwo.
Cóż, dzisiaj w budzie się trochę zdołowałam. Ale tylko troszeczkę. CHOLERA JASNA, MAM TRÓJĘ Z W-Fu NA PÓŁROCZE! Teraz niech ktoś spróbuje mnie zaczepić, to go zagryzę. Zazwyczaj czuję się jak mieszaniec buldoga i wyżła. Teraz mam dziwne wrażenie, że najbardziej przypominam amstaffa.
Fajnie. Będę miała średnią 4,5. Tego mi brakowało do pełnego szczęścia. Wczoraj powiedziałam mojemu staremu, jak bardzo cieszę się, że niedługo wyjeżdża na 3 tygodnie. Mam dziwne wrażenie, że niezbyt podbudowałam jego ego. Wcześniej odzywał się półsłówkami. Teraz nie odzywa się w ogóle. I wiecie co? Mam to głęboko. Jakoś mi nie zależy na tym, żeby człowiek [?], który przez całe moje życie uświadamiał mnie, że jestem zerem, odzywał się do mnie. Wolę, żeby milczał, niż mówił to, co zazwyczaj. Heh.
No nic, wczoraj był najważniejszy dla mnie dzień w roku. Tak, tak, naprawdę najważniejszy. Ponieważ właściwie jestem ateistką, nie jest dla mnie ważne np. Boże Narodzenie czy Wielkanoc. No bo co? Sam fakt, że ileś tam tysięcy lat temu stało się to, co się stało? A SKĄD MOGĘ WIEDZIEĆ, ŻE TO SIĘ STAŁO NAPRAWDĘ? Nie mogę. I nie bardzo wierzę. Mówcie sobie, co chcecie, że jestem głupią ciotą, że wiara jest potrzebna i w ogóle. Jakoś Bóg mi nigdy w życiu jeszcze nie pomógł, zawsze z błota wyciągała mnie Mama albo znajomi. NIGDY sama się nie podniosłam, a tym bardziej nie pomógł mi Bóg czy coś w tym stylu. Co poza tym? 3 maja? 11 listopada? Gdzie tam. Jakoś nie mam zbytniego sentymentu do Polski. Bla bla, jasne, że tutaj się urodziłam, moi przodkowie byli Polakami [chociaż nie całkiem] i tak dalej, i co poza tym? CO TO JEST PATRIOTYZM? Hę? Dajcie spokój, nie ma czegoś takiego. Tzn. jest, według definicji, którą podali nam na WOSie, jest to ‘miłość do swojego narodu, jednak prawdziwy patriota szanuje inne narodowości’, czy coś w tym stylu. CO mam kochać? Gdybym wyjechała, powiedzmy do NYC [mam zamiar i nie myślcie że mi się nie uda], to za czym miałabym tęsknić? Za tym syfem, który widzę codziennie przez okno? Za porąbaną polityką? Za chamskimi ludźmi, których codziennie spotykam na swojej drodze? ZA CZYM? Za niczym. A więc np. 11 listopada nic dla mnie nie znaczy. Jestem bardziej Europejką, niż Polką, i dobrze mi z tym.
A WOŚP to naprawdę ważny dla mnie dzień. Tego dnia jest jakoś tak inaczej, nawet fajniej kłóci się ze starszymi ludźmi wracającymi z kościoła, którzy na widok plakietki WOŚPu zaczynają gadać, że Jurek to narkoman i alkoholik, i że całą tą kasę wydaje na wódę, i szkoda im 20gr wrzucić do puszki. Niech porównają sobie obiektywnie Jurka i ksiundza Rydzyka. Heh. Myślę, że będzie koło 30 milionów w tym roku. Tak mi się przynajmniej wydaje.
No nic. W tym roku niestety ZNOWU nie kwestowałam, a to tylko dlatego, że ZA PÓŹNO pokapowałam się, że jest sztab w moim mieście :(. No ale nieważne, cały czas byłam w naszym sztabie, pomagałam przy rozdawaniu świeczek [zrobili tak fajnie, że każdy kto był w hali dostał swoje małe Światełko Do Nieba], rozkładałam gdzie się dało prace dzieciaków i nie tylko, które można było kupić, dekorowałam salę, rozcinałam Serduszka i w ogóle robiłam co tylko mogłam. Niestety w tym roku miałam dosyć mało funduszy, niestety nie zaczęłam zbierać kasy miesiąc wcześniej, jak zwykle, bo jak już mówiłam za późno dowiedziałam się, że coś w ogóle jest tu gdzie mieszkam :(. Najpierw byłam z Pauliną, ona też pomagała w organizowaniu całej akcji w hali, potem doszła do nas Kaśka. Z Kasią było o WIELE ciekawiej, no i po raz pierwszy od kilku dni się ŚMIAŁAM, co zdarza mi się chyba tylko z nią. I z Karolem. No cóż, o JEDYNEJ nieciekawej rzeczy tego dnia nie chce mi się pisać, może szybciej zapomnę. Chociaż wątpię. No ale przynajmniej wiem, co mam sądzić o Karolu. Szkoda.
Dzisiaj stało się to, czego się najbardziej [no, może TROCHĘ przesadziłam, ale niewiele] bałam. Chopin przyszedł do szkoły. Tak się jakoś złożyło, że nie ćwiczyłam na W-Fie, on też nie ćwiczył [no bo jak, ze złamaną ręką? BTW, zwierzęta chyba nie mają rąk? No to ze złamaną łapą]. CAŁY CZAS się na mnie lampił [zresztą nie tylko na W-Fie, ale też na innych lekcjach], co było trochę żenujące, jeśli chcecie znać moje zdanie. DLACZEGO NIE MOŻE SIĘ WE MNIE ZAKOCHAĆ TAKI NA PRZYKŁAD MIKE SHINODA, CZY SEAN PAUL, CZY CHOCIAŻBY KAROL, TYLKO TAKI DUPEK JAK CHOPIN? HĘ? Co nie znaczy, że Karol to nie dupek. Ok, jest dupkiem, ale go kocham. A Chopina nie cierpię. I on dobrze o tym wie.
Już bardziej jestem skłonna uwierzyć w bogów greckich, niż w chrześcijańskiego Boga. Bo z tego co wiem, to Zeus był chamski i wredny, a Bóg nie. A to, co się dzieje w moim zasranym życiu, z całą pewnością podchodzi pod chamstwo.
Cóż, trafiłam na kolejnego pokemoniastego bloga [na blogi.pl, blog.pl nadal nie działa; mam to w dupie, i tak nie posiadam tam swojego konta, a poza tym na blog.pl jest beznadziejny serwer i w ogóle lipa], na którym znajdował się link to pamiętnika zmarłego opatrzony wzruszającym opisem. Mnie jakoś to nie rusza tak za bardzo. I, naprawdę, mówcie sobie o mnie co chcecie. Że nie mam serca. Że mam zrytą psychę [to akurat chyba jest prawda]. Że nie wiem co mówię. Heh. Wiem. To, że jakoś do mnie nie przemawia Biblia i to, co mówią księża z Rydzykiem na czele, to nie znaczy, że nie wiem co mówię. To, że nie czuję jakiegoś szczególnego sentymentu do miejsca, w którym żyję, nie oznacza, że nie wiem co mówię. Mówię to co myślę, i tyle.
Naszywki jeszcze nie ma. CZEKAM. Na razie cierpliwie. W środę, jeśli nie przyjdzie, to pewnie zryję sobie rękę igłą, i wyryję coś na biodrze [jak zwykle]. Nie grożę, przewiduję przyszłość. Jeśli ktoś, kogo nie lubię, powie mi, żebym się pocięła, to tego nie zrobię. Jeśli ktoś, kogo nie lubię, powie mi, żebym tego nie zrobiła, to pewnie to zrobię. Jeśli ktoś, kogo kocham, poprosi mnie żebym tego nie robiła, to nie zrobię tego. To właśnie wyjaśnia, dlaczego mój stary mnie nienawidzi. Heh.
Wiecie co jest zastanawiające? No bo tak: bardzo kocham moją Mamę, to jest jasne. Jest sobie chłopak, którego znam zaledwie pół roku, który ostatnio przestał się do mnie odzywać [zresztą nawet tak bardzo mu się nie dziwię], którego w sumie b. mało znam i który w gruncie rzeczy jest okropnym dzieciakiem i w ogóle jest strasznie dziwny. I jest sobie mój ojciec, którego znam całe życie, no i.. no cóż, jest moim ojcem. A ja ZAWSZE wybrałabym tego chłopaka. I wiecie dlaczego? Bo ten chłopak jeszcze NIGDY nikomu nie wygadał tego, co mu powiedziałam, NIGDY nie kazał mi iść do swojego pokoju i nie dał miesięcznego szlabanu, gdy nazwałam do pojebanym, zwalonym, niedorobionym downem, nawet nigdy się za to nie obraził, no i gdy spytałam go, co napisał w 3 zadaniu z polaka, nigdy nie nazwał mnie nieukiem, idiotą, debilem czy czymś w tym stylu. No i nigdy mi nie rozkazuje. NIGDY. Jeszcze nie było takiego zdarzenia, żeby miał do mnie jakiś interes i nie użył słowa proszę, ew. please lub coś w tym stylu. I nigdy nie powiedział złego słowa na coś, co kocham. I on, w przeciwieństwie do mojego ojca, uważa [chyba] że jestem człowiekiem. Heh, to nie jest zabawne. Mój ojciec nigdy mnie nie uderzył czy coś takiego. Nigdy. Ale moja psycha jest całkiem zdryta. Nie, Karol nie jest jakimś ideałem, absolutnie. To NIE jest materiał na chłopaka. To jest przyjaciel. I ja go kocham tak jak przyjaciela. Chodzić mogłabym z kimś takim, jak Czarek. Albo chociażby jak Bartek. Ale nie z Karolem. Ale i tak go kocham [heh, jaka ja się zrobiłam sentymentalna nagle].
No nic, idę do Pauliny [kolejny nie- hip hopowiec na tym świecie...; wcale ich nie jest tak mało, jak myślałam. Na SZCZĘŚCIE]. Cya.